Witam.
Często jestem na Wólce Kosowskiej gdzie jest pełno azjatów, głównie wietnamczyków. Właśnie znajoma wietnamka poleciała mi herbatę tan cuong.
Co o niej sądzicie? ktoś z Was o niej w ogóle słyszał?
Pozdrawiam,
Czy to aby nie Che Thai Nguyen?
Mateusz ma po części racje. Najbardziej popularna herbata wietnamska to tan cuong albo jako kto nazywać woli thai nguyen. Jest tam tak popularna jak u nas Saga.
Wietnamska tradycja herbaty jest dość dziwna, a jakość jej produkcji jak na kraj azjatycki jest wg mnie średnia. Ich herbaty mają co prawda inny smak niż inne, ale da się znaleźć dużo podobieństw do innych herbat, o czym z Mateuszem bardzo dobrze wiemy;p
Produkują tam tylko czarne i zielone i oolongi których nie piłem. Czarne są prawie wszystkie takie same, a zielonych rozróżniają tylko 3 podstawowe Lam Dong, Lai Chau i Thai Ngyuen. Ich nazwy wzięły się od prowincji, czy jak to tam Wietnamczycy nazywają.
W smaku można porównać je do Yunnan czy Keemun ale są bardziej miodowe można by rzec. Wietnam nie przywiązuje do herbat takiej wagi jak inne kraje, choć z roku na rok coraz to lepiej jest.
Co do Tan Cuong to jest słodka, łatwo przeparzyć...i dobra jest no;) Ale jest milion lepszych;)
dzięki za info. Następnym razem kupię co innego
Niekoniecznie co innego. Jest to bardzo dobra herbata, w całkiem dobrej cenie. Warto zakupić. Chyba, że zakupiłeś i nie przypadła Ci do gustu.
nie piłem innych zielonych ale ta w smaku jest bardzo dobra. Co mnie początkowo zdziwiło bo straszono mnie, że ogólnie zielone są blee, fuuu i buuuu:D
Quote from: modessef1 on 29 March, 2012, 23:24:20 PM
nie piłem innych zielonych ale ta w smaku jest bardzo dobra. Co mnie początkowo zdziwiło bo straszono mnie, że ogólnie zielone są blee, fuuu i buuuu:D
Bo wiekszosc osob swoja "przygode" z zielona herbata zaczyna (i konczy) na zaparzeniu jej zgodnie z typowym opisem na opakowaniu - "zalac wrzatkiem i parzyc trzy minuty".
Quote from: krzysztofsf on 29 March, 2012, 23:38:38 PM
Bo wiekszosc osob swoja "przygode" z zielona herbata zaczyna (i konczy) na zaparzeniu jej zgodnie z typowym opisem na opakowaniu - "zalac wrzatkiem i parzyc trzy minuty".
zbytnio się od nich nie różnię bo postępuję prawię tak samo z tą różnicą, że zagotowaną wodę z czajnika przelewam do dzbanka w którym mi szybciej stygnie. Trzymam ją w tym dzbanku ok 6-8 minut. Następnie zalewam liście na krótką chwilę. Wylewam to pierwsze pseudo parzenie i następnie zalewam ponownie i parzę max. 3 minuty
Dobrze, że ochładzasz wodę. Tak powinno się robić gdy parzy się zielone.
Ale pierwszego parzenia nie trzeba wylewać. Dla mnie bardzo często pierwsze parzenie jest najlepsze. A jeśli już to musi się ono odbywać tak, że zalewasz liście i w ciągu 10sekund wylewasz wodę. W przeciwnym razie zbyt wiele tracisz.