Witam !
Po kilku latach "normalnego" picia herbaty ( torebkę do kubka wkładamy i wrzątkiem zalewamy ), postanowiłem trochę bardziej zainteresować się tematem herbaty. Pobuszowałem trochę po internecie i dowiedziałem się rzeczy, które dosłownie, mnie zaszokowały ( np. informacje dotyczące prawidłowego zaparzania zielonej herbaty ).
Od kilku dni zmagam się właśnie z tym problemem. Próbuję zaparzyć sobie zieloną herbatę zgodnie z tym, co wyczytałem w internecie, czyli wygląda to mniej więcej tak:
1. Po zagotowaniu się wody, odczekuję 5 minut, aby woda uzyskała temperaturę ok. 90 stopni.
2. To rozgrzanego wcześniej wrzątkiem dzbaneczka ( trzymam w nim zagotowaną wodę przez ok. 5 min) wlewam wodę z czajnika, zalewając liście zielonej herbaty ( herbata firmy Bio Active ).
3. Przykrywam to talerzykiem i odczekuję 3 minuty.
4. Po 3 minutach wylewam całą zawartość dzbaneczka ( zostają tylko liście herbaty )
5. Czekam 15 minut, aby woda w czajniku uzyskała mniejszą temperaturę.
6. Po 15 minutach zalewam te same liście, w tym samym dzbaneczku, przykrywam talerzykiem i czekam 3 minuty.
7. Po 3 minutach rozlewam zawartość dzbaneczka.
I niby wszystko pięknie, ale czuję że smak uzyskany ( nie słodzę niczym herbaty, nie dodaję cytryny itd ), nie jest tym smakiem, jakiego bym oczekiwał. Zalałem nawet raz te same liście po raz trzeci ( czytałem, że podobno niektóre można zalewać nawet 6 razy ) i to parzenie było już niezwykłe słabe, bardzo wodniste, ze słabą barwą.
No i teraz pytanie, co robię nie tak? Czy może po prostu uzyskuję efekt taki, jaki być powinien, ale z racji braku doświadczenia nie jestem w stanie tego określić ( nigdy nie piłem prawidłowo zaparzonej herbaty )?
pozdrawiam, wax
Nie jestem ani miłośnikiem zielonych, ani ekspertem w tej dziedzinie, ale uważam, że kluczowe znaczenie ma tutaj jakość liści, co do której można mieć wątpliwości kupujac herbate firmy "Bio Active", lepiej kupić dobra gatunkową zieloną.
Poza tym nie można powiedzieć, że każda zielona herbate trzeba/należy dajmy na to parzyć 3 minuty w temperaturze 90 stopni etc...(90 to chyba ogólnie rzec biorąc troche za dużo dla wiekszości zielonych) Każda jest inna, często może sie zdarzyć, że znalezienie sposobu parzenia(ilosc lisci,czas,tempertura etc) najlepszego dla nas zajmie troche czasu i wymagać bedzie wielu prób, wiekszość "instrukcji co jak parzyć" zazwyczaj traktuje jako ogolne wskazowki, które można modyfikować w pewnym zakresie.
W temperaturze 90 stopni zalewam tylko pierwsze parzenie, które ( wg. wskazówek ) wylewam. Następne, drugie parzenie, zalewam już wodą zdecydowanie niższą. Z tymi temperaturami faktycznie różnie bywa. Kupiłem "wyższej" klasy zieloną herbatę - Ahmad Tea. Z boku puszki pisze po angielsku "3-5 min", natomiast na dole, po polsku pisze "4-6 min"...
Pierwsze parzenie - to, które wylewamy - powinno trwać ok.10 sekund, nie 3 minuty. Tak długie parzenie "do zlewu" jest zupełnym nonsensem.
Susz firm Bio-Active... cóż, zdecydowanie można - a nawet trzeba - podchodzić do jego jakości bardzo sceptycznie. Polecam zapoznać się z ofertą jakiegoś sklepu internetowego - najlepiej eherbaty właśnie.
Dużo zależy od rodzaju wody. Jeżeli stosujesz "kranówę" to możesz w większości przypadków zapomnieć o dobrej jakości naparu. Również popularne "oligoceńskie" z miejskich źródeł nie są najlepsze. Osobiście używam butelkowanej Primavery - jest zresztą temat na forum o wodzie, polecam przeczytać.
Pozostawianie wody, ażeby wystygła, nie jest najlepszą techniką. Szybkość opadania temperatury zależy od ilości wody, od naczynia w jakim jest przechowywana, od temperatury otoczenia. Jeżeli nie masz termometru polecam sposób studzenia poprzez przelewanie. Dokonałem kiedyś "pomiarów" za pomocą termometru - 250ml wody raz przelane do zimnego naczynia ma ok.92 stopni, jeszcze raz 87, potem 82,77...i tak dalej. Przy użyciu większych ilości wody temperatura rzecz jasna spada nieco wolniej, można to wyczuć "na oko". Warto też pamiętać, że wlewanie wody do naczynia(czajnika) w którym znajduje się susz też powoduje spadek temperatury wody. Dla przykładu, parząc przeciętną zieloną herbatę w 300 ml wody przelewam: z rondla (gotuję w przykrytym rondlu) do dzbanka (92), z dzbanka do innego dzbanka(87) i dopiero do czajnika. Ewentualnie, jeżeli herbata tego wymaga, z pominięciem drugiego dzbanka - generalnie jednak, jak już wcześniej napisał kolega, 90 stopni to zbyt wiele dla większości zielonych herbat.
Warto też pamiętać, że często 3 minuty to za długo na pierwsze parzenie. Opłaca się poeksperymentować ze znacznie krótszymi czasami, to pozwala zwiększyć ilość smacznych parzeń.
hm, nie używam kranówki do parzenia herbaty, znaczy teoretycznie nie używam, ponieważ mam zamontowany pod zlewem specjalny filtr, do oczyszczenia wody, dzięki któremu mogę otrzymać dwa rodzaje wody - destylowana i zwykła.
Muszę najwyraźniej zainwestować w termometr, myślę że to będzie dobre rozwiązanie.
A co powiecie na temat zaparzania herbaty w filiżankach ? Czytałem gdzieś, że nie powinno się tak robić, ponieważ liście nie mogę się dobrze rozwinąć, nie wiem jednak na ile jest to prawda...
Jeśli chodzi o zieloną herbatę to nabyłem ostatnio zielonego Yun Minga. Parzę go zawsze 3 razy w temp ok 75 stopni ( nigdy nie wiem, ale to chyba 10-12 minut po zagotowaniu) pierwszy napar (równiez w 75 stopniach) wylewam a następne parze 2 min / 1,5 min./max. 2,5 min. Dla mnie parzenie zielonej herbaty przez 3 min. jest już zbyt długie, bo herbata staje się zbyt gorzka.
Teoretycznie czytałeś dobrze, liście powinny mieć tyle miejsca, aby się rozwinąć. Jednak np. w gaiwanach (czyli swego rodzaju filiżankach z przykrywkami) liście nie mają zbyt wiele miejsca, a herbata i tak smakuje świetnie... ;)
Mi osobiście destylowane, filtrowane wody w herbacie nie smakują. Oczywiście to rzecz gustu. Warto jednak spróbować chociaż raz dobrej butelkowanej i porównać. ;)
Quote from: wax on 18 September, 2010, 15:45:47 PM
Witam !
Po kilku latach "normalnego" picia herbaty ( torebkę do kubka wkładamy i wrzątkiem zalewamy ), postanowiłem trochę bardziej zainteresować się tematem herbaty.
Tez przechodze taka ewolucje, zaczynajac od herbat pu-erh.
Polecam herbaty oolong - tutaj z eherbata - zupelnie "inny" smak, parzenie w nieco wyzszej temperaturze niz zielone.
Zielone testuje z roznych zrodel - co importer i gatunek to inny smak, czasem brak smaku - mam wrazenie, ze trzeba sobie wyczulic kubki smakowe na herbate zielona, zeby mozna bylo dojsc do pelniejszego odczuwania smaku - no i wtedy zakupic juz znana z grubsza nute smakowo/aromatyczne ale z wyzszej polki.
Mam wrazenie, ze drugie i kolejne parzenia powinny byc coraz dluzsze. Trzy minuty stosuje do pierwszego, a i ono czasm jest zbyt krotkie i dla danej herbaty eksperymentuje, wydluzajac.
Pierwsze parzenie rowniez wypijam :)
wax- ja piję zieloną herbatę oraz pu-erh, czarną czy też napar yerba mate i rooibos już wiele lat i powiem Ci szczerze, że nigdy nie wylewam pierwszego zalania.
Mi ono najbardziej smakuje, ma najwięcej smaku oraz aromatu.
To co czytałeś o wylewaniu pierwszego parzenia to raczej stare informacje kiedy to przy produkcji nie utrzymywano takiej czystości jaka jest dziś, a nawet jeśli to troszkę kurzu czy piasku nie zaszkodzi ;) .
Ja odradzałbym Ci wylewanie pierwszego parzenia, a przynajmniej spróbuj kilka razy herbaty zielonej z pierwszego parzenia, a wtedy dowiesz się czy warto wylewać czy też lepiej wypić, bo wyjątkowo Ci smakuje.
Co do parzenia herbaty, to przy pierwszym zalaniu, gdy woda się zagotuje czekam około 12minut aby temperatura spadła do porządanej, przy drugim zalaniu czekam jakieś 8minut aż woda ostygnie ale mniej niż za pierwszym razem, przy trzecim czekam jakieś 4-5minut, w ten sposób udaje mi się uzyskiwać za każdym razem porównywalnej jakości napar z zielonej herbaty.
Jeśli skusiłbyś się na yerbamate (nie aromatyzowaną) to pierwsze zalanie proponuję wylać, albowiem będzie dla Ciebie za mocne (jeśli zastosujesz zasadę 2/3 suszu na naczynie).
Pu-erh, rooibos, oolong pierwszego zalania proponuję również nie wylewać.
A co do herbat od firmy Bio-active to nie można powiedzieć, że są złe, dla początkujących są znakomitymi herbatami, bo można się wczuć w herbatę, wybudzić kubki smakowe na zieloną herbatę za małe pieniądze, do herbaty zielonej trzeba według mnie najpierw przywyknąć czyli najlepiej robić to przy takich herbatach jak te od bio-active, Tetley i inne liściaste do zakupienia w markecie. Dzięki nim rozwiniemy swój smak w kierunku zielonej herbaty i będziemy mogli przechodzić na coraz to lepsze gatunki ;) .
Takie jest moje zdanie.
Skoro myjemy owoce przed jedzeniem, to myślę, że warto "umyć" też herbatę. Przecież na pewno przy uprawie stosuje się różnej maści środki chemiczne, 10 sekundowe przemycie w ciepłej wodze smakowi zasadniczo nie szkodzi, a pomaga - tak sądzę - z tych substancyj liście oczyścić.
Quote from: Tymah on 23 September, 2010, 15:35:23 PM
Skoro myjemy owoce przed jedzeniem, to myślę, że warto "umyć" też herbatę. Przecież na pewno przy uprawie stosuje się różnej maści środki chemiczne, 10 sekundowe przemycie w ciepłej wodze smakowi co zasadniczo nie szkodzi, a pomaga - tak sądzę - z tych substancyj liście oczyścić.
a moim zdaniem mycie herbaty to jakiś taki dziwny wynalazek o.O nigdy nie spotkałam się z tego typu zajęciem... tj. oczywiście jeżeli np. zalewamy świeże liśce (mięty czy jakichkolwiek innych ziół), to jest to raczej dla mnie oczywist, że należy umyć owe liście, ale w życiu by mi nie przyszło do głowy płukanie jakiegokolwiek suszu?...
Quote from: Tymah on 23 September, 2010, 15:35:23 PM
Skoro myjemy owoce przed jedzeniem, to myślę, że warto "umyć" też herbatę. Przecież na pewno przy uprawie stosuje się różnej maści środki chemiczne, 10 sekundowe przemycie w ciepłej wodze smakowi zasadniczo nie szkodzi, a pomaga - tak sądzę - z tych substancyj liście oczyścić.
Niby masz rację, ale to jest takie samo mycie jak mycie owoców ;) oblewasz kiść winogron wodą z kranu i uważasz, że są czyste, podobnie z innymi owocami, a tak naprawdę to zmywasz jedynie kurz, tak samo jest według mnie z herbatą.
Chemii nie zmyjesz w ten sposób, a drobinki kurzu czy czegoś podobnego nie zdążą się odczepić od pozwijanych listków herbaty, a stracisz nieco smaczku.
Prawda, zapewne większość wnika w liście, tak samo jak w żywność zwyczajną. Być może coś jednak się zmyje. Zresztą - 10 sekund płukania smakowi większości herbat nie zaszkodzi, a np. dobrym oolongom pomaga rozwinąć troszkę liście i dawać więcej w następnych parzeniach. Fakt faktem jednak, że żeby wypłukać niekiedy sterty obecnych w liściach zabrudzeń, trzeba by stosować kilku minutowe parzenie - na pewno każdemu się zdarza, że po trzecim parzeniu przeciętniejszej herbaty wciąż w dzbanku unosi się mgła tego, co z liści wylatuje... problem faktycznie nierozwiązywalny.
Ja tam nie zwracam na to uwagi.
Najważniejsze jest to, aby smak i aromat herbaty mnie zadowolił, a jakieś pyłki niech sobie będą ;) nie jest ich więcej niż w innej żywności.
W kwestii oolongów niby masz rację, ale patrząc z drugiej strony to jej również nie masz, bo w końcu oolonga parzyć możemy wiele razy, a więc rozwijanie liści o którym wspominasz też mija się z celem.
A propo tej mgiełki to mi się zdaje, że nie jest to bród, ale te wszystkie pierdółki które liście oddają do wody, związki mineralne itp. to jest bardziej prawdopodobne.
Ja każdą herbatę płucze 10 do 15 sekund w wodzie, o 4 stopnie wyższą niż ta temperatura która chce. Oczywiście są wyjątki, jak herbaty japoński góra 2 sekundy, lub delikatne chińskie.
Ja nawet płucze herbaty z torebek jak zdarzy mi się pić, ale takie po 5 sekund.
Po każdym płukanie czekam nieco ponad minute przed właściwym parzeniem, by herbata doszło do siebie.
Można wiedzieć w jakim celu? ;)
I co Ci to daje?
Rozumiem, że psychiczny spokój, że "herbata jest czysta" ? ;)
co mi to daje ?
Na pewno świadomość że wyzbyłem się wszelkich nieczystości w tym wszelakich uryn, jakie nabyła herbata przechodząc z rąk do rąk nim trafiła do mnie :)
Według mnie herbata ma troszkę inny smak, bardziej pełny, to tak samo jak się zalewa odpowiednią wodą i odpowiednio zagotowaną, tej z 2 etapu wrzenia z 3 jakie ja potrafię zaobserwować.
Aby pozbyć się wszelkich bakterii, kurzu i innych nieczystości to musiałbyś każdy listek rozwinąć i umyć z osobna.
To co robisz nic nie zmienia. Zmywać może i zmywa ale jakaś 1/100 ;) .
Ok pomińmy temat czystości i załóżmy że Chinole od setek lat są w błędzie, pomijając placebo także. Zrobiłem eksperyment, na własną potrzebę, bo z początku podobnie jak Ty drwiłem z tego. I co się okazało, dla mnie podkreślę dla mnie herbata zalana na kilka sekund wrzątkiem z przepłukaniem, oddaje ciekawszy smak dla mnie niż ta, która nie jest płukana.
Najważniejszy we wszystkim jest zdrowy rozsądek i nie popadanie w skrajności i obsesje, by picie herbaty i cała ceremonia z momentem zatrzymania, po prostu nam nie uciekło.
Ale u Chińczyków czy też Japończyków dawniej chodziło o pozbycie się większych ilości kurzu, bo i wtedy sposób w jaki przetwarzano herbatę były inne. A więc w herbacie trafiały się różne niespodzianki i dlatego też stosowali oni takie mycie herbaty. Dziś miejsca w których przetwarza się i pakuje liście herbaciane są niemal sterylne, a więc i zanieczyszczeń jest dużo mniej, a nawet i wcale czasami.
Czytałem o tym i dlatego też piszę na ten temat.
Jak ktoś chce umyć herbatę to niech umyje, jeśli dla niego ma lepszy smak wtedy to świetnie.
Mi smakuje bardziej bez takich kąpieli.
Quote from: ziomiwan on 11 October, 2010, 14:33:28 PM
Jak ktoś chce umyć herbatę to niech umyje, jeśli dla niego ma lepszy smak wtedy to świetnie.
Mi smakuje bardziej bez takich kąpieli.
No właśnie przecież ja o tym już pisałem wielokrotnie wcześniej :) Każdy robi co mu dusza dyktuje i by mieć czyste sumienie przed samym sobą. A reszta to placebo można rzec ;)
No i o to chodzi, w tym temacie się chociaż zgadzamy ;) .
Ale nie wiem czy płukanie wyższą temperaturą wody niż należy nie niszczy herbaty, jak ma to miejsce w przypadku np. yerbamate.
Z Yerbą tak chyba jest, ale z herbatą te 4 stopnie na pewno nie zaszkodzi.
Mnie zawsze dziwi fakt czemu producenci herbat paczkowanych (mam na myśli zwykłe torebki) podają na opakowaniu zielonej herbaty, by zalewać świeżym wrzątkiem lub 93 stopnie. Przecież to za dużo nawet dla Yunanów, wtedy na pewno szlag trafia herbatę ;)
Napisałem w związku z tym do Unilever.
Odpowiedz dostałem taką, że "tak proponuje ich dostawca"... Więc wiadomo jakie to są herbaty torebkowane, skoro nawet nie wiedzą jak je zaparzać to w torebce dostajemy byle g**.
Zaprzestałem zakupowania torebkowanych kilka lat temu.
Ja czasem jednak używam torebek ze względu na wygodę i podróże, ale wtedy tylko Twinings lub Newby, nic innego ze znanych mi. Często kupuje zwykłe torebki do herbaty i sam robię sobie mieszanki na drogę.
Ja również odkryłem te genialne woreczki na herbatę. Wsypuję sobie odpowiednią ilość do kilku woreczków i gotowe.
Jest to zdecydowanie najlepsze rozwiązanie.
Ale jak jadę gdzieś na nieco dłuższy okres czasu to zabieram ze sobą moją herbatę oraz yerbę z tykwą i bombillą, a do tego termosik na drogę co by yerbę sobie w drodze zaparzyć.
propo termosu to świetna sprawa, spodobał mi się taki jak ma W.Cejrowski, ale nigdzie nie mogę znaleźć podobnego.
Ja dysponuje jeszcze małym palnikiem z małą butlą gazową, które zawsze zabieram na wędrówki po irlandzkich górach i odludziach na Atlantykiem.
Wlasnie - jak z przewozeniem sobie zaparzonej herbaty w termosie?
Czarna wspominam bardzo niemile - smienial sie smak.
Zielona czu puerh lub oolong - ktoras nadaje sie do przewozenia w takiej formie?
Szczerze powiedziawszy nigdy gotowej tzn. już zaparzonej herbaty nie przewoziłem. Wolę zalać gorącą wodą z termosu i mieć świeży napar.
Pewnie nadają się, ale smak się zmienia, na gorszy...
Z przechowywaniem zaparzonej herbaty w termosie jest ciężko- generalnie zaryzykowałbym stwierdzenie, że im mocniej fermentowana herbata, tym dłużej może być (w formie zaparzonej; płynnej ;) ) przechowywana. Choć i tak te wartości nie będą oszałamiające. Myślę, że do godziny, może dwóch w wypadku herbat czarnych.
Osobiście preferuję sposób, jaki wybrał mój Przedmówca- często bywa tak, że biorę na uczelnię małą ilość suszu i własny mini - zestaw do zaparzania herbaty. Fakt, że jest z tym nieco zachodu, ale smak świeżej herbaty mi to zdecydowanie rekompensuje : )
A jeśli chodzi o parzenie wstępne- obecnie myślę, że nadają się do tego wyłącznie herbaty chińskie; szczególnie te nieco niższej jakości. Niemniej, potraktowanie bardziej zwiniętych herbacianych liści parzeniem wstępnym pozwala IMHO wydobyć bardziej pełny smak (w pierwszym parzeniu właściwym), charakterystyczny dla drugiego parzenia, przy czym następne dwa "rzuty" nie tracą zbyt na jakości.
Jak wlasciwie nalezy interpretowac klasy herbat chinskich, podawane "numerycznie"?
Klasa 3 jest lepsza od klasy 7 czy odwrotnie?
Quote from: krzysztofsf on 09 December, 2010, 01:49:51 AM
Jak wlasciwie nalezy interpretowac klasy herbat chinskich, podawane "numerycznie"?
Klasa 3 jest lepsza od klasy 7 czy odwrotnie?
No wlasnie tez jestem poczatkujacy i tez bardzo mnie to ciekawi
W przypadku herbat puer sort liści ujmuje się w skali od 1 do 9/10. Najwyższy sort to 1... a jakość selekcji liści słabnie wraz ze wzrostem liczby.
Quote from: wojtekitek on 02 February, 2011, 00:12:47 AM
W przypadku herbat puer sort liści ujmuje się w skali od 1 do 9/10. Najwyższy sort to 1... a jakość selekcji liści słabnie wraz ze wzrostem liczby.
Nabylem Pu Erh z liscmi klasy 0 :)
Wiem juz, co to znaczy "mocny, tytoniowy smak" ;)
Oznaczenie 8808
A tak, widziałem kiedyś takiego "zerowego" puera spod znaku Haiwan.
Ale niestety nigdy go nie próbowałem.
Quote from: wojtekitek on 02 February, 2011, 01:07:35 AM
A tak, widziałem kiedyś takiego "zerowego" puera spod znaku Haiwan.
Ale niestety nigdy go nie próbowałem.
Ostry, mocny, gorzkawy bardzo wydajny.
Rok 2008
Od 3-o parzenia bardzo mi smakuje, ale nie na tyle, zeby wylacznie nim sie zapijac.
Wydajny jak koncentraty Amwaya ( :) )- leje wode, leje - i ciagle ma smak.
Ale szczerze przyznaje, ze gdybym mial najpierw mala probke, to chyba bym nie zamowil - Yi Wu mnie kusza..........
O wiele bardziej od powyszego smakuje mi zakup z eherbaty Pu Erh Qing Bing. Oczekiwalem raczej "wyzszego poziomu" wlasnie tej nuty smakowej.
Takiego zerowego jeszcze nie piłem, możesz podać jakieś namiary na źródło. Z góry dzieki